O czym jest poniższy tekst:
– Cesarz Emhyr var Emreis, imperator Nilfgaardu – podjął król – złożył mi propozycję… układu. Przyjąłem tę propozycję. Zaraz wyłożę wam, na czym ten układ polega. A wy, gdy mnie wysłuchacie, zrozumiecie… Przyznacie, że… Powiecie…
Rada milczała.
– Powiecie… – dokończył Foltest. – Powiecie, że przynoszę wam pokój.
Andrzej Sapkowski, Czas pogardy (rozdział 5)
Jak to jest, że Donald Tusk, premier 38-milionowego państwa, pisze na platformie X:
Każdy, kto destabilizuje państwo polskie lub próbuje zdestabilizować sytuację na granicach, działa — bezpośrednio lub pośrednio — jako pomocnik rosyjskich służb1.
Jednocześnie lubelski sędzia Adam Rodakowski w lipcu 2025 roku uniewinnia ludzi postrzeganych przez znaczną część społeczeństwa za wspólników przemytników ludzi, współpracujących z reżimem W. Putina w operacji „Śluza”, polegającej na destabilizacji państw Zachodu. I to w kontekście wojny toczącej się nie między Rosją a Ukrainą, a o Ukrainę? Jak to jest, że działalność przemytników ludzi, ewidentnie wroga nie tylko względem RP, ale i naszego „suwerena” – Niemiec i Unii Europejskiej, prowadzona jest bez żadnych przeszkód ze strony „służb”?
Jako bonus: jakim cudem żarliwi stronnicy Izraela i polskiej diaspory żydów robią wszystko, co w ludzkiej mocy, aby w Niemczech i innych kluczowych krajach Zachodu umocnić wpływy nienawidzących Żydów i Izraela islamistów i mniej agresywnych „zwykłych” muzułmanów?
Jak to jest, że Minister Obrony Narodowej może jedynie ku rzeczonym przemytnikom powiedzieć „zastanówcie się co robicie”, podczas gdy likwidacja m.in. polskiej podoperacji „Śluza”, a więc definitywnego zlikwidowania przerzutu strumieni migracyjnych przez granicę Polska–Białoruś, to kwestia do rozwiązania w jeden dzień?
Jak to jest, że Minister Obrony Narodowej publicznie deklaruje, że plecak ucieczkowy na wypadek wybuchu wojny z Rosją ma już przygotowany?
Jak to jest, że niemiecka policja podrzuca po polskiej stronie granicy kłopotliwych dla Niemiec nielegalnych „migrantów”, a polskie służby – ewidentnie posłuszne jakimś rozkazom z góry – nie robią nic, a nawet kolaborują w działalności, której mają, zgodnie ze swoim powołaniem, przeciwdziałać. I to przy pełnej zmowie milczenia ze strony własnych przełożonych, aż do szczebla krajowego włącznie?
Odpowiedź na wszystkie te pytania jest zasadniczo oczywista. Następuje ingerencja sił zewnętrznych, ulokowanych w feudalnej hierarchii…gdzie? Kto wie? Powyżej!
Precyzyjne naświetlenie zależności między mocarstwami, państwami średnimi i aktorami niepaństwowymi musiałoby zająć kilkanaście stron. Stąd poniższa analiza jest z założenia skrótowa i wyrywkowa. Ma jedynie skierować snop czytelniczego zrozumienia we właściwym kierunku. Spójrzmy na poniższy schemat:
Dobrych kilka godzin zajęły mi próby rozwikłania kwestii klasyfikowania tych wszystkich oddziaływań wedle typów, zwrotności, gradientu hierarchii itp. Po tym wysiłku uważam, że odwzorowanie mapy tych oddziaływań jest niewykonalne!
Wynika to z tego, że część działań jest konceptualizowana i reżyserowana w rytm idei Bezforemności (pochodzącej ze Sztuki wojny), a zarazem wojen nieograniczonych, czyli chińskiej koncepcji, wedle której areną działań są wszelkie aspekty funkcjonowania homeostatycznego przeciwnika. Problem koncepcyjny niech zilustrują następujące konkretne przykłady ze współczesnej rozgrywki geo-politycznej – w nawiązaniu do wydarzeń przywołanych w tym i poprzednich tomach cyklu „Oni albo my!”:
Tu należy dodać, że Polska nie jest wyznaczona jako priorytetowy cel ataku, mimo sprzyjania elity fasadowej (rządu) sprawie izraelskiej. Ta decyzja najpewniej wynika z tego, że ktokolwiek chciałby przejąć na własność Polskę, zrobi to przez przejęcie odpowiednich struktur niemieckich, które wykorzystywane są do kontroli kolonialnej krajów w obrębie UE takich jak Polska. Może być więc i tak, że cyrk na granicy polsko-niemieckiej i wymuszenie na Straży Granicznej RP bezczynności może być efektem tego, że Niemcy – przynajmniej w tym zakresie – są już pod kontrolą decyzyjną kogoś innego niż sami Niemcy. Do takich skrytych, wrogich przejęć wyewoluował model działania organizacji NGO, finansowanych i sterowanych przez nie wiadomo kogo.
Wycisk, jaki państwa te dały Niemcom po I wojnie światowej (reparacje) były zapowiedzią nieuniknionego obniżenia Niemiec do rangi quasi-kolonii. Były więc olbrzymią motywacją do uruchomienia potężnych ideologii budujących kontrsiłę dla tego zwasalizowania i pozbawienia Niemiec siły geopolitycznej. A siły te – nawiązując do pierwotnego, artystycznego powołania lidera niemieckiej inicjatywy antykolonizacyjnej – przemalowały oblicze Europy. Mam jeszcze coś podpowiedzieć, czy wiadomo, o kogo chodzi?
Zapewniam, że w tym małym żarciku, jeśli chwilę nad tym pomyśleć, tkwi niezwykle doniosła rekonceptualizacja tego, jak rozumiemy historię XX wieku.
Tu warto wspomnieć o tym, że łatwość, z jaką kartele zakupują substraty i do produkcji i sam fentanyl od chińskich firm farmaceutycznych, świadczy o głębokim zaangażowaniu w ten proceder chińskich służb. Poddaj to niniejszym do przemyślenia fanom i zwolennikom BRICS jako siły uzdrawiającej pozycję państw eksploatowanych przez chmary zachodnich kolonizatorów.
Być może mentalne zdominowanie „liberalnych elit” faktycznie jest już niemożliwe do odczarowania. Świadczy o tym choćby tuszowanie przez brytyjską elitę fasadową afery z gangami pakistańskich pedofili. Zlikwidowanie procederu jest blokowane i przez diaspory islamskie (nie tylko pakistańskie), ale i wszystkich natywnych polityków, uwikłanych w kamuflowanie i tuszowanie tej zbrodni realizowanej na dzieciach po dziś dzień.
Tak oto wygląda tak zwana gra mocarstwowa o władzę nad światem. A w mediach eksperci-mądrale pozują na wszystkowiedzących mądrali od zakupu uzbrojenia, „zagrożenia ze wschodu” i wojen hybrydowych. Tymczasem prawdziwa wojna o władztwo nad Polską i innymi krajami toczy się ponad ich głowami – całkowicie poza zasięgiem ich oddziaływania, a najczęściej i percepcji.
Nad każdą kliką jest jakaś większa klika. Wynika to z prostej cechy struktur hierarchicznych. Wcześniej powiedzieliśmy, że same struktury władzy sprzyjają generowaniu zewnątrzsterowności całego układu homeostatycznego. A w takiej sytuacji natychmiast pojawia się homeostat nadrzędny, homeostat pasożytujący – suweren i właściciel.
Dom Saudów, który rządzi królestwem Arabii Saudyjskiej, ma we władaniu wyjątkowo niewdzięczny w zarządzaniu twór. Oto kluczowe spostrzeżenia i „ciekawostki”3:
Arabia Saudów – bo tak moim zdaniem należałoby przełożyć na język polski tę nazwę – jest państwem kadłubowym, trzymanym w dole i przez obiektywne okoliczności i przez jej suwerenów, a więc Stany Zjednoczone i Izrael. Autonomia decyzyjna – realna autonomia – Saudów jest więc w moim silnym przekonaniu geopolityczną fikcją. Saudowie są trzymani w dole nie tylko siłą hegemonicznych potrzeb Stanów, ale niewspółmiernie potężniejszą ręką „praw psychohistorii”.
Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że choćby nie wiadomo jak Saudowie nienawidzili Wielkiego Szatana i Małego Szatana, to muszą współpracować. Bunt oznaczałby utratę zdolności przetrwania.
Podobną logiką kierują się bajecznie bogaci szejkowie, z ZEA i inni potencjalni fundatorzy i sponsorzy islamistów realizujących plan zniszczenia Zachodu. Ci bajecznie wręcz bogaci sponsorzy, tacy jak władcy Kataru, ZEA czy inni, swoją prosperitę i prestiż zawdzięczają temu, że Zachód istnieje i kupuje ich ropę oraz gaz ziemny.
Co więcej, to nie są głupi ludzie. Świetnie zdają sobie sprawę z tego, że Chińczycy mogą być tylko gorszymi panami feudalnymi, niż Amerykanie.
Lista ta jest hipotezowanym dokumentem zawierającym nazwiska osób należących do przedstawicieli amerykańskiej klasy politycznej, którzy mieli uczestniczyć w przestępstwach seksualnych wobec dzieci. Aktualnie (2025 rok) lista uznawana jest za efekt działań izraelskiego Mosadu, który używa jej do manipulowania i sterowania amerykańską klasą polityczną.
Kwestia jej ujawnienia jest stałym punktem programu wszelkich protestów przeciw establishmentowi w USA. Jej opublikowanie wielokrotnie zapowiadała administracja Trumpa, ale obietnicy jak dotąd nie spełniła.
Czy naród zamieszkujący dane państwo może zmienić swojego właściciela nie wiedząc o tym? Inaczej: czy można dokonać podboju w taki sposób, że kraj z jego mieszkańcami zostanie przejęty, ale zmiana nastąpi niepostrzeżenie?
To ważne pytania, ale ważniejsze jest inne: czy siła zewnętrzna można zmusić i zhołdować klikę, a więc i ściśle symbiotycznie powiązane z nią „służby” tak, aby pogodziły się one ze zmianą suwerena? Albo szlachetnie wymusić na aktualnych władcach, aby nie trzymały dołów w bezradności, chaosie sztucznie tworzonych barier biurokratycznych? Czy możemy wspierać się nadzieją, którą w powieściowym świecie Limes inferior uosabiał ktoś, kto był silniejszy niż obecny właściciel?
Przed chwilą dłuższego namysłu nad tą kwestią warto wspomnieć o wiecznym prawidle podbojów, które wyjąt-kowo klarownie można odnaleźć w pracy islamskich zdobywców i kolonizatorów, podbijających świat chrześcijański w VII i dalszych wiekach:
Nowy władca obieca wszystko, byle tylko zaprezentować siebie w roli wyzwoliciela.
Pokój, który kupił sobie powieściowy władca z cytatu na początku tego rozdziału trwał… niecały miesiąc.
■